piątek, 4 września 2015

poniedziałek, 27 lipca 2015

Świetlik

Śmierć przychodzi, kiedy mrużysz oczy
i na kartce rozmazuje się obraz albo
gdy idziesz z psem i trawy
zlewają się w jedno morze.
Ale trzyma się z daleka, straszy tylko.
Kiedyś były świetliki w oknach, ciemnym wieczorem
myślałam, że tam jest życie. Ale
jedyną lampkę niosę pod żebrami,
i nie rozświetlę nią nawet kuchni.

środa, 15 lipca 2015

pianino

muszę przeprosić sny z których budzę się dziesięć razy i znowu
przesuwam pianino ciężkie szafki wycieram kurz i pajęczyny
na kolanach
przyjdę wieczorem i przyniosę ci leki na głowę mówi profesor i nie wiem
czy to neurochirurg weterynarz Lu czy wybitny literaturoznawca
stosy ciężkich płaszczy rzuconych na łóżko razem z wieszakami
pianino
zagradza wejście do kuchni

wtorek, 14 lipca 2015

Z ludźmi

jestem z epoki kamienia gładzonego
dlatego dobrze mi na linii wody
łuski i zbroje kołyszą się
wygładzone od środka
ślady moich śladów twoich śladów

sobota, 13 czerwca 2015

Czy zechcę

jeżą się drobne włosy na moim karku
na szyi ciepłe palce jaśminów i burza
tańczę
paruje ciemne powietrze i syczy
topi się asfalt pod moimi stopami
jutro zobaczę ślady
czy zechcę
w nie uwierzyć

środa, 10 czerwca 2015

Tu w moim korytarzu

Wiersz z 1996 roku

Zwinna jak mrówka chodzę
między obrazami
stłoczone w korytarzach
przezroczyste kuby
o chropowatych bokach
a w nich coś się wydarza
głodnymi palcami
dotykam obrazów

W ciasnych korytarzach
tłoczą się i cisną
suną jak pociągi
rozpychają ściany
a w nich płacz i radość
i że cię nie opuszczę
                powstaje upada
                dotykam obrazów

Przemykam między nimi
o włos czy o milimetr
ścierają się nad głową
jak płyty tektoniczne
lecz w zimnym korytarzu
nic nie mówię bo tylko
                przesuwam palcami
                po skórze obrazów

Bo kiedy się zderzają
ugina się powietrze
parują z sykiem ściany
i zanim się zabliźnią
przytulam się i płaczę
tu w moim korytarzu
                wyjadam krople ciepła
                spomiędzy obrazów

sobota, 30 maja 2015

Archeologia

wśród starych wierszy znalazłam takie coś:


jeszcze nie

jeszcze nie skacz
bo może
w locie zechcesz się chwycić
ostatniej deski wiatru
                      
                       8.12.96
                           

piątek, 29 maja 2015

oduczam się

odkąd zdjęłam zbroję
coraz bardziej się rozbieram
ze skóry i z włosów
z paznokci i z wiedzy nabytej
z możliwości kłamstwa
i z zatajania
oduczam się zasłaniania
myślą, mową i uczynkiem

niedziela, 17 maja 2015

Piwnica

Lubię schodzić do piwnicy. Dwa piętra w dół i jeszcze sześć schodków. Wtedy zewnętrzne drzwi.
Klucz zawsze na początku lekko się zacina, ale to nie jest opór zasadniczy - nie oszuka mnie, więc przyjmuję go życzliwie. Uśmiecham się. Muszę teraz delikatnie zmienić kierunek nacisku, a potem będą dwa obroty. Siła musi być w sam raz. Nie może bowiem być tak, że sama nie wiesz, kiedy pokonujesz przeszkodę. Raczej jak przy gryzieniu ciemnej, gorzkiej czekolady.
Drzwi otwierają się cicho i zamykają cicho. Za nimi jest zupełnie ciemno, ciemniej niż w najciemniejszej nocy, pod zamkniętymi powiekami, gdy przykryję głowę kołdrą, a na to jeszcze położę koc.
Dlatego w piwnicy mogę otworzyć oczy szeroko. Idę; mam całe dwa metry do pierwszego włącznika światła, szukam palcami, trafiam. Przycisk zabezpieczony grubym elastycznym plastikiem, dotykam go delikatnie, głaszczę i.... pozostawiam w spokoju.
Na prawo, na końcu korytarza jest moja piwnica.
Gdy już przejdę te kilka kroków i gdy stoję z ręką na kolejnym włączniku, tam, wtedy, naprawdę na coś czekam. Nie całkiem wiem, skąd miałoby przyjść. Czy z zewnątrz, czy ze mnie samej? I czy to nie wszystko jedno, bo chyba na tym to polega, że tam nie ma żadnego zewnątrz.
Chropowate ściany, owszem, ale to tak, jakbym dotykała mojej skóry od środka. I drzwi z desek, ażurowe jak żebra. Przesuwam po nich palcami, ku górze.
Wtedy tam, na końcu korytarza, gdy wreszcie zapalam żarówkę w mojej piwnicy, jest taka chwila, bardzo krótka, między początkiem światła a rozpoznaniem miejsca. Gdy przeczuwam coś znajomego, ale prawie zapomnianego.
Czekam zawsze w jasności i patrzę, jak to blednie.
                                         
                                                      (tekst sprzed dziesięciu chyba lat...)

sobota, 2 maja 2015

bez tytułu

[czasem bardzo nie lubię siebie za to, jak bardzo aktualny jest ten wiersz, jak bardzo bywa prawdziwy. czasem chciałabym być Kobietą w dobrze skrojonej garsonce, która cała mieści się w sobie.]

            Tak trudno się utrzymać
            W granicach mego ciała

            Rzeki pod moją skórą
            Za głośno oddychają
            Za szybkie wodospady
            Nocne gałęzie rąk
Dalekie wyspy powiek
I palców pożegnania

Tak trudno się utrzymać
            W granicach mego ciała
            Przelewa jego formę
            Lada dotyk wiatru

            Taka będę taka -
            Powtarzam płochej skórze
            Pulsują oczy dłonie
            Gałęzie i ściany
            Za szybkie wodospady

                                   2001

                

czwartek, 30 kwietnia 2015

Z wierszy odzyskanych c.d.

[to już ostatni wiersz ze znalezionych w kalendarzach.
tak pisałam cztery lata temu. w dodatku w moje imieniny. zupełnie nie pamiętam, dlaczego]


Nikogo nie kocham
za nikim nie tęsknię
nic nie rozumiem
od słońca łzawię
od zimna drżę
mój żołądek reaguje
na stan zagrożenia
nikogo nie kocham


                               26 lipca 2011

środa, 29 kwietnia 2015

Z wierszy odzyskanych

(dziś znowu mała podróż w przeszłość, do wiersza odnalezionego z starym kalendarzu, który już, już miałam wyrzucić. mam wrażenie, że kiedyś jednak było ciemniej. we mnie)


Polowanie w terenie przygranicznym

zdzieram warstwy bandaża
odwijam
sklejone płaty

jeśli tylko boli w sam raz

jeśli tylko daje się uchwycić
w dwa palce
skóra oddziela się lekko

z lekko
przechyloną głową
przytulam policzek do rany

jeśli tylko boli w sam raz

potem szybko
wbijam zęby


                                               23.10.2006

wtorek, 28 kwietnia 2015

EKG

Epoki mojego życia
zwinięte w twarde kulki.
Noszę je w płucach jak małe czarne dziury.
Nabrać dużo powietrza - słyszę - przez chwilę nie oddychać.
Wypuścić.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Co mam pod skórą

Chciałabym zobaczyć, co mam pod skórą,
czy siedzą tam nieurodzone słowa.
To możliwe - pod dotykiem ręki
wyginają grzbiet i już prawie
mają smak liter.

sobota, 25 kwietnia 2015

Nic ["Nie stanie się nic aż do końca..."]

A kiedy już oszukam całe moje ciało, a ono dłużej nie będzie chciało wierzyć,
i kiedy już oddtańczę wszystkie szamańskie tańce, a głos mój ochrypnie,
bo za długo kłamałam kościom i krzyczałam do wnętrza dłoni,
i kiedy już wyruszę we wszystkie strony naraz i dojdę do wszystkich krańców,
wtedy zobaczę, że nic się nie stało, po prostu nic się nie stało.

sobota, 11 kwietnia 2015

Z wierszy odzyskanych

W jaskini

między tylną ścianą żołądka
a kręgosłupem
mieszka nagie zwierzę

krąży przy ogniu i mruczy zaklęcia

boi się piorunów
gradu i potopu

daleko za ścianą
z mięśni, kości i skóry

cienie


                               2006

sobota, 4 kwietnia 2015

wtorek, 31 marca 2015

Dwa wiersze o końcu świata



Ona ma oczy z ciemnego światła

Nagle przychodzi czas, gdy chciałabym o niej mówić.
Kiedyś jej nie widziałam,
potem udawałam.

Jeszcze nie krzyczę.
Kiedy kładzie cienki palec na mojej szyi,
jeszcze nie teraz - proszę.



Czego się boję

Boję się, że zupełnie przestanę się bać.
Boję się, że nagle będę miała odwagę,
by oddać wszystko.

czwartek, 19 marca 2015

Jeśli lecisz

Czasem są ciężkie,
czujesz, jak uderza w nie wiatr,
jak stuka deszcz i możesz je złożyć nad głową niczym namiot.
I słychać trzask, kiedy rozpinasz dwa błoniaste żagle,
kiedy zacina się ścięgno twarde jak brezent.

Za to potem, jeśli
już lecisz

wtorek, 3 marca 2015

W małym miasteczku

Z małego miasteczka na północy
uciekam na smoczych skrzydłach.
W małym miasteczku na północy
pod niskim niebem
tańczę niewidzialna
na niewidzialnej linie.

sobota, 21 lutego 2015

Znowu bajka

Mały kot i księżyc
- Popatrz na mnie - powiedział mały kot do księżyca. - A teraz odezwij się, powiedz, że mnie widzisz.
Złote oczy kota patrzyły w srebrne koło błyszczące na niebie.
- Jestem sam, nikt nie chce ze mną rozmawiać - mówił dalej kot. - Dają mi jeść, głaszczą, czasami nawet coś mówią, ale to jest tak, jakby sądzili, że nic nie rozumiem. Tak naprawdę mówią do siebie.
Księżyc milczał. „Jutro spróbuję jeszcze raz” - pomyślał kot.
Jednak nazajutrz nic się nie zmieniło, księżyc nie odpowiadał na wołanie kota.
- Skoro tak - krzyknął rozgoryczony kot - to nie potrzebuję ciebie. Nie obchodzisz mnie wcale, jesteś taki sam jak wszyscy!
Przez kilka dni unikał spoglądania w górę, ale gdy w końcu podniósł oczy ku niebu, przestraszył się. Księżyc był wyraźnie cieńszy. Po jakimś czasie została go zaledwie połowa.
- Ojej - pomyślał kot - może księżyc tak przejął się moimi słowami, że schudł? To znaczy, że jestem dla niego ważny.
Gdy księżyc stał się zupełnie cienki, kot poczuł, że musi coś zrobić. Wszedł na dach, podniósł głowę i krzyknął:
- Już dobrze, wcale się nie gniewam. Pozwalam ci nic nie mówić, bo pewnie nie potrafisz. Chciałbyś, ale nie umiesz. Bądź taki, jaki jesteś, nic nie mów, ale zostań ze mną!
Od następnej nocy księżyc zaczął się robić coraz grubszy. Kot był szczęśliwy.
Od tamtej pory księżyc chudnie co pewien czas, kiedy przypomina sobie smutne słowa kota. Jest wtedy bardzo przygnębiony. Zawsze jednak przypomina sobie w porę, że kot go zrozumiał, że zgodził się na jego milczenie.
A kot? No cóż - on już wie, że ktoś o nim myśli. Dlatego ciągle lubi wychodzić w nocy na dach.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Królewna w pancerzu

Pewnego razu była sobie królewna.
Miała tatę króla i mamę królową, którzy bardzo kochali swoją córeczkę i powtarzali jej często, jaka jest śliczna i mądra.
I wszystko było dobrze aż do dnia, kiedy dziewczynka przybiegła z płaczem z ogrodu, w którym bawiła się z dziećmi. Wbiegła do królewskiej sieni, z niej do pokoju królowej, by tam wpaść w ramiona mamy. Wtedy jednak zdarzyło się coś dziwnego: królowa, przytulając królewnę, poczuła zimno, takie zimno, jakby dotykała metalu na mrozie. Odsunęła się natychmiast, odchyliła bluzeczkę córki i zobaczyła... zobaczyła coś, co bardzo przypominało zimny metal.
- Co ty tu masz? – krzyknęła?
- Nie wiem, mamo! – zawołała dziewczynka.
Wtedy królowa zobaczyła, że ciało jej córki od pasa do ramion pokrywa twardy pancerz z materiału twardego jak metal i tak zimnego jak żelazo na mrozie. Nie dało się go zdjąć, bo ręce natychmiast bardzo marzły, poza tym pancerz był jakby przyrośnięty do ciała dziecka.
Królowa, przerażona, zawołała swojego męża króla. Gdy królewna zobaczyła tatę, krzyknęła – przytul mnie! – po czym podbiegła do niego. Po chwili jednak ojciec odsunął ją od siebie, bo nie mógł znieść straszliwego zimna.
- Przytul mnie, przytul! – krzyczała królewna, ale nikt nie mógł wytrzymać przy niej dłużej niż kilka sekund.
- Przytul mnie! – wołała, płacząc do guwernantki.
- Przytul mnie! – wołała do kucharek, lokajów, a nawet do dowódcy pałacowej straży.

- Przytul mnie! – królewna stała na środku sali, a wokół niej robiło się coraz bardziej pusto.

Mijały dni, tygodnie, lata.
Królewscy lekarze nie umieli nic poradzić na cierpienie królewny, również najtężsi magowie byli bezradni.
Król i królowa oraz cały królewski dwór nauczyli się żyć z tym, co się wydarzyło.
Nauczyła się tego także królewna. Wiedziała, że nie może podchodzić do ludzi zbyt blisko. Było jej stale zimno i nawet jeśli ktoś objął ją na małą chwilkę, pomagało to bardzo niewiele. Robiła mniej więcej to samo co inne królewny w jej wieku – bawiła się, uczyła , czytała książki. Tylko czasem, w nocy,  budziła się z głębokiego snu, krzycząc – przytul mnie!
Ale szybko orientowała się, że to tylko sen.

Gdy królewna stała się młoda kobietą, zdesperowany król – wzorem królów w innych bajkach – postanowił ogłosić wielki turniej.
- Temu rycerzowi, który zdejmie zły czar z królewny, ofiaruje się rękę królewny i połowę – dyktował królewskiemu pisarzowi – i połowę..., trzy czwarte...., nie! Całe królestwo! Ten, kto uleczy moją córkę, dostanie całe królestwo!
Ogłoszenia zawisły na murach i drzewach, a królewski trębacz objeżdżał wszystkie sąsiednie krainy, odczytując głośno tekst.
Wyznaczonego dnia przed zamkiem zebrało się sporo książąt i rycerzy; wszyscy byli gotowi zmierzyć się z trudnym przeciwnikiem, jakim był zimny pancerz.
- Ja jestem Książę Silny i Odważny – rzekł pierwszy młodzieniec. – Niczego się nie boję i rozerwę pancerz własnymi rękami.
Jak powiedział, tak... próbował zrobić. Nie minęła jednak minuta, gdy zawołał: - Moje ręce! Moje ręce są prawie odmrożone. Jeszcze chwila, a nie mógłbym już nigdy dokonywać wielkich czynów. Och, to straszne! Moje ręce!
Książę odszedł, chwiejąc się na nogach i wpatrując w swoje dłonie, ale królewna miała jeszcze nadzieję; wszak przybyło tylu śmiałków...
- Ja jestem Rycerz Romantyczny – rzekł cicho młodzieniec o smutnym obliczu. – Niosę ze sobą wielką moc, a jest to moc moich łez. One są takie gorące, że roztopią każdy lód, zniszczą najtwardszą stal.
Usiadł obok królewny, pochylił nad nią głowę, a jego łzy jak srebrne perły gęstym strumieniem spadały na pancerz. Cóż to jednak? Każda z łez, odbijając się od pancerza, zamieniała się w grudkę lodu. Rycerz płakał i płakał, aż w końcu dłużej już nie mógł.
- Jak to? – zawołał z rozpaczą w głosie. – Moje łzy! Zmarnowałem moje łzy! Wypłakałem wszystkie i nie mam więcej! Jakże teraz będę użalał się nad księżniczkami uwięzionymi w wieżach, jak będę opłakiwał nieszczęśliwych i biednych? No jak? Co zrobiłaś ze mną królewno?
Rycerz odbiegł, zawodząc, i chciał zapłakać nad swoim smutnym położeniem, chwilowo okazało się to jednak niemożliwe. Królewna zaś patrzyła zatroskana, jak tłumek mężnych przed zamkiem przerzedza się, jak coraz mniej pewni siebie książęta i rycerze wycofują się chyłkiem, nie chcąc ryzykować, nawet za cenę całego królestwa.
- Jestem Książę Celnie Strzelający – powiedział spokojnie jeden z tych, którzy zostali na placu. W tym kołczanie mam zaczarowane strzały, które nie chybiają celu i potrafią skruszyć wszystko, w co trafią.
Królewna zafrasowała się nieco. „Co będzie, to będzie”, pomyślała jednak, choć na wszelki wypadek postanowiła zamknąć oczy.
I rzeczywiście – Książę Celnie Strzelający strzelił celnie. Zaczarowana strzała nie skruszyła wszak pancerza, lecz ześliznęła się z niego, raniąc królewnę w ramię.
- Au... – powiedziała królewna.
- To nic, to nic – odrzekł książę. – Powtórzymy to. – Książę wypuścił drugą strzałę.
- Auu! – powiedziała królewna trochę głośniej.
- Co jest? – zirytował się lekko Książę Celnie Strzelający i zamierzył się po raz trzeci.
- Nie! – powiedziała królewna całkiem głośno. Wystarczy! To się nie uda! Po prostu nie ma na to sposobu. Koniec turnieju! – Odwróciła się i odeszła smutna do swojego królewskiego pokoju. 

- Hej! – zawołał nagle ktoś zza okna. – A może Książę Mądry coś poradzi.
Królewna  wychyliła się przez parapet i zobaczyła maleńką staruszkę.
- Nie było tu nikogo takiego. A ty kim jesteś? – zapytała.
- Chyba widać, że jestem wróżką, prawda? – zniecierpliwiła się kobieta.
- Jacy wy wszyscy jesteście dzisiaj nerwowi – westchnęła dziewczyna. – A więc co z tym księciem?
- Do Księcia Mądrego to ty musisz się wybrać. On nie jeździ po turniejach. Jest na to za mądry. Poza tym mieszka w Odległej Krainie, a to przecież kawał drogi. Ale polecam, polecam. Warto. – Ostatnie słowa wypowiedziawszy z naciskiem, wróżka oddaliła się, lekko utykając.

Król i królowa gotowi byli wiele zrobić dla swej córki, tak więc już następnego dnia królewna wraz z królewskim orszakiem ruszyła w drogę. Odległa Kraina była rzeczywiście dość daleko, ale w końcu królewna dotarła do zamku Księcia Mądrego, gdzie...  otrzymała numer i stanęła w długiej kolejce.
Gdy dotarła przed oblicze księcia i przedstawiła mu swój problem, ten powiedział:
- Oczywiście mogę ci pomóc królewno, ale główną część pracy musisz wykonać ty sama. Musisz udać się w Daleką Drogę i nikt nie może tam pójść z tobą. Będziesz szła, aż znajdziesz zaczarowane źródło i tego samego dnia musisz patrzeć w nie aż do zachodu słońca. Musisz być bardzo uważna i ani na chwilę nie odwracać oczu, bo w którymś momencie w odbiciu zobaczysz szczelinę w pancerzu. Wtedy włożysz w nią magiczną pestkę i poczekasz na to, co stanie się dalej. – Książę Mądry podał królewnie mały woreczek na sznurku.
- Skąd mam wiedzieć, w którą stronę iść? – zapytała królewna.
- I na to jest sposób. Woreczek z pestką zawieś sobie na szyi, tak by znajdował się na wysokości serca. Każdego ranka obróć się kolejno na wszystkie strony świata. Gdy poczujesz ból, idź przed siebie.
- Dziękuję Książę Mądry – powiedziała królewna. – Możesz teraz dostać całe królestwo mojego ojca króla oraz na dodatek moją rękę.
- Królestwo? – zamyślił się książę. – Owszem, przyda mi się. Ale za rękę dziękuję. Jestem przecież Mądry, czyż nie?
Królewna również zamyśliła się i pozostała zamyślona przez dłuższą chwilę.
A potem – ruszyła w drogę.  

Droga była naprawdę długa. I w dodatku trudna. Wiodła przez lasy, góry, strumienie i rwące rzeki. Przez kłujące krzaki i gorące pustynie, a także przez śniegi i skute lodem jeziora.
W końcu jednak królewna dotarła do zaczarowanego źródła. Była bosa, w poszarpanej sukience, w której trudno było dopatrzeć się śladów królewskiej szaty. Jej twarz, włosy ręce – poszarzały od piasku gonionego wiatrem.
Królewna cicho podeszła do brzegu źródła, opadła na kolana i zaczęła przyglądać się swemu odbiciu. Słońce zniżało się powoli.

-Pomóż mi – usłyszała nagle głos.
- Co się stało? Kto tu jest? – krzyknęła zaniepokojona.
- Pomóż mi. Jestem wędrowcem. Umieram z pragnienia. Proszę, daj mi wody.
- Ale ja nie mogę stąd odejść. Tak długo tu szłam, tyle trudu za mną. Za chwilę zajdzie słońce, a przedtem pojawi się szczelina w moim pancerzu. Wtedy przyniosę ci wody.
- Wtedy będzie za późno – wyszeptał człowiek. Teraz, teraz właśnie jest ostatni moment, żeby mi pomóc, a ja nie mam już siły wstać.
Królewna poczuła, że ból rozrywa jej serce. Czy mogła pozwolić wędrowcowi umrzeć? A może on kłamie, chce odwrócić jej uwagę od zadania, które ma wypełnić? Tak długo szła i teraz w ostatnich minutach wszystko ma przepaść, a ona pozostanie na zawsze uwięziona w zimnym pancerzu? Ale czy mogła pozwolić....

Zaczerpnęła wodę w dłonie, podeszła do wędrowca i dała mu pić. Potem jeszcze raz.

Trudno. Pozostanie przez resztę życia w pancerzu. – To nieważne.
Trudno. Być może dała się oszukać. – To nieważne
Łzy zalały jej oczy i w tym momencie zaszło słońce.
Królewna roześmiała się i śmiała się coraz głośniej.

- Dziękuję – powiedział wędrowiec. Był w pełni sił i królewna nie wiedziała, czy pomogła mu woda z zaczarowanego źródła, czy raczej wszystko było oszustwem. Jednak spojrzała mu w oczy koloru wody z jeziora i wtedy zobaczyła, że odbija się w nich jej pancerz, w którym otwiera się szczelina. Spokojnie wyjęła pestkę z szarego woreczka i wcisnęła ją w szczelinę.
Na początku nic się nie działo.
A potem pancerz po prostu pękł, rozpadł się na małe kawałeczki.
Naga skóra, pozbawiona nagle zbroi, była delikatna jak ciało ledwo wyklutego pisklęcia.
Królewna spojrzała w dal, na horyzont, gdzie w ciemności zapalały się światła wielkiego miasta.


Zupełnie nie wiedziała, co będzie dalej.

sobota, 14 lutego 2015

Do krwiobiegu


Cienka warstwa pod skórą,
Cienka warstwa nad skórą.
To znam najlepiej.
Być może dlatego wołają mnie korzenie drzew,
pisklęta jaskółek:
wpuść mnie
do krwiobiegu.
Do szpiku kości.

wtorek, 10 lutego 2015

sobota, 31 stycznia 2015

Na szczęście

Niektóre rzeczy są do zrobienia
Niektóre rzeczy są do myślenia
Na szczęście
Czasem coś się pomiesza

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rzeczy nazwane

Rzeczy nazwane nie stają się lżejsze;
czasem są jak obrazy kubistów -
pokazują wszystkie strony na raz.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Pokój

Duchy lubią najbardziej zimny duży pokój
w domu Sabiny M.
Poznaję je po szarpnięciach powietrza i po tym
że patrzę inaczej, że sen wyciąga mnie ku górze
i gdy opadam, podłoga opada również.
To, że umiem latać, to kwestia wstydliwa.
To może być dowód winy.