piątek, 4 września 2015
To być może ostatni wiersz tutaj
Może to jest poezja,
kiedy się budzę
i jeszcze nie wiem, którym zmysłem,
co mam opowiedzieć.
poniedziałek, 27 lipca 2015
Świetlik
Śmierć przychodzi, kiedy mrużysz oczy
i na kartce rozmazuje się obraz albo
gdy idziesz z psem i trawy
zlewają się w jedno morze.
Ale trzyma się z daleka, straszy tylko.
Kiedyś były świetliki w oknach, ciemnym wieczorem
myślałam, że tam jest życie. Ale
jedyną lampkę niosę pod żebrami,
i nie rozświetlę nią nawet kuchni.
i na kartce rozmazuje się obraz albo
gdy idziesz z psem i trawy
zlewają się w jedno morze.
Ale trzyma się z daleka, straszy tylko.
Kiedyś były świetliki w oknach, ciemnym wieczorem
myślałam, że tam jest życie. Ale
jedyną lampkę niosę pod żebrami,
i nie rozświetlę nią nawet kuchni.
środa, 15 lipca 2015
pianino
muszę przeprosić sny z których budzę się dziesięć razy i znowu
przesuwam pianino ciężkie szafki wycieram kurz i pajęczyny
na kolanach
przyjdę wieczorem i przyniosę ci leki na głowę mówi profesor
i nie wiem
czy to neurochirurg weterynarz Lu czy wybitny literaturoznawca
stosy ciężkich płaszczy rzuconych na łóżko razem z wieszakami
pianino
zagradza wejście do kuchni
wtorek, 14 lipca 2015
Z ludźmi
jestem z epoki kamienia gładzonego
dlatego dobrze mi na linii wody
łuski i zbroje kołyszą się
wygładzone od środka
ślady moich śladów twoich śladów
sobota, 13 czerwca 2015
Czy zechcę
jeżą się
drobne włosy na moim karku
na szyi ciepłe
palce jaśminów i burza
tańczę
paruje ciemne
powietrze i syczy
topi się
asfalt pod moimi stopami
jutro
zobaczę ślady
czy zechcę
w nie uwierzyć
środa, 10 czerwca 2015
Tu w moim korytarzu
Wiersz z 1996 roku
Zwinna jak mrówka chodzę
między obrazami
stłoczone w korytarzach
przezroczyste kuby
o chropowatych bokach
a w nich coś się wydarza
głodnymi palcami
dotykam obrazów
W ciasnych korytarzach
tłoczą się i cisną
suną jak pociągi
rozpychają ściany
a w nich płacz i radość
i że cię nie opuszczę
powstaje
upada
dotykam
obrazów
Przemykam między nimi
o włos czy o milimetr
ścierają się nad głową
jak płyty tektoniczne
lecz w zimnym korytarzu
nic nie mówię bo tylko
przesuwam
palcami
po
skórze obrazów
Bo kiedy się zderzają
ugina się powietrze
parują z sykiem ściany
i zanim się zabliźnią
przytulam się i płaczę
tu w moim korytarzu
wyjadam
krople ciepła
spomiędzy
obrazów
sobota, 30 maja 2015
Archeologia
wśród starych wierszy znalazłam takie coś:
jeszcze nie
jeszcze nie skacz
bo może
w locie zechcesz się chwycić
ostatniej deski wiatru
8.12.96
jeszcze nie
jeszcze nie skacz
bo może
w locie zechcesz się chwycić
ostatniej deski wiatru
8.12.96
piątek, 29 maja 2015
oduczam się
odkąd zdjęłam zbroję
coraz bardziej się rozbieram
ze skóry i z włosów
z paznokci i z wiedzy nabytej
z możliwości kłamstwa
i z zatajania
oduczam się zasłaniania
myślą, mową i uczynkiem
coraz bardziej się rozbieram
ze skóry i z włosów
z paznokci i z wiedzy nabytej
z możliwości kłamstwa
i z zatajania
oduczam się zasłaniania
myślą, mową i uczynkiem
niedziela, 17 maja 2015
Piwnica
Lubię schodzić do piwnicy. Dwa piętra w dół i jeszcze sześć schodków. Wtedy zewnętrzne drzwi.
Klucz zawsze na początku lekko się zacina, ale to nie jest opór zasadniczy - nie oszuka mnie, więc przyjmuję go życzliwie. Uśmiecham się. Muszę teraz delikatnie zmienić kierunek nacisku, a potem będą dwa obroty. Siła musi być w sam raz. Nie może bowiem być tak, że sama nie wiesz, kiedy pokonujesz przeszkodę. Raczej jak przy gryzieniu ciemnej, gorzkiej czekolady.
Drzwi otwierają się cicho i zamykają cicho. Za nimi jest zupełnie ciemno, ciemniej niż w najciemniejszej nocy, pod zamkniętymi powiekami, gdy przykryję głowę kołdrą, a na to jeszcze położę koc.
Dlatego w piwnicy mogę otworzyć oczy szeroko. Idę; mam całe dwa metry do pierwszego włącznika światła, szukam palcami, trafiam. Przycisk zabezpieczony grubym elastycznym plastikiem, dotykam go delikatnie, głaszczę i.... pozostawiam w spokoju.
Na prawo, na końcu korytarza jest moja piwnica.
Gdy już przejdę te kilka kroków i gdy stoję z ręką na kolejnym włączniku, tam, wtedy, naprawdę na coś czekam. Nie całkiem wiem, skąd miałoby przyjść. Czy z zewnątrz, czy ze mnie samej? I czy to nie wszystko jedno, bo chyba na tym to polega, że tam nie ma żadnego zewnątrz.
Chropowate ściany, owszem, ale to tak, jakbym dotykała mojej skóry od środka. I drzwi z desek, ażurowe jak żebra. Przesuwam po nich palcami, ku górze.
Wtedy tam, na końcu korytarza, gdy wreszcie zapalam żarówkę w mojej piwnicy, jest taka chwila, bardzo krótka, między początkiem światła a rozpoznaniem miejsca. Gdy przeczuwam coś znajomego, ale prawie zapomnianego.
Czekam zawsze w jasności i patrzę, jak to blednie.
(tekst sprzed dziesięciu chyba lat...)
Klucz zawsze na początku lekko się zacina, ale to nie jest opór zasadniczy - nie oszuka mnie, więc przyjmuję go życzliwie. Uśmiecham się. Muszę teraz delikatnie zmienić kierunek nacisku, a potem będą dwa obroty. Siła musi być w sam raz. Nie może bowiem być tak, że sama nie wiesz, kiedy pokonujesz przeszkodę. Raczej jak przy gryzieniu ciemnej, gorzkiej czekolady.
Drzwi otwierają się cicho i zamykają cicho. Za nimi jest zupełnie ciemno, ciemniej niż w najciemniejszej nocy, pod zamkniętymi powiekami, gdy przykryję głowę kołdrą, a na to jeszcze położę koc.
Dlatego w piwnicy mogę otworzyć oczy szeroko. Idę; mam całe dwa metry do pierwszego włącznika światła, szukam palcami, trafiam. Przycisk zabezpieczony grubym elastycznym plastikiem, dotykam go delikatnie, głaszczę i.... pozostawiam w spokoju.
Na prawo, na końcu korytarza jest moja piwnica.
Gdy już przejdę te kilka kroków i gdy stoję z ręką na kolejnym włączniku, tam, wtedy, naprawdę na coś czekam. Nie całkiem wiem, skąd miałoby przyjść. Czy z zewnątrz, czy ze mnie samej? I czy to nie wszystko jedno, bo chyba na tym to polega, że tam nie ma żadnego zewnątrz.
Chropowate ściany, owszem, ale to tak, jakbym dotykała mojej skóry od środka. I drzwi z desek, ażurowe jak żebra. Przesuwam po nich palcami, ku górze.
Wtedy tam, na końcu korytarza, gdy wreszcie zapalam żarówkę w mojej piwnicy, jest taka chwila, bardzo krótka, między początkiem światła a rozpoznaniem miejsca. Gdy przeczuwam coś znajomego, ale prawie zapomnianego.
Czekam zawsze w jasności i patrzę, jak to blednie.
(tekst sprzed dziesięciu chyba lat...)
sobota, 2 maja 2015
bez tytułu
[czasem bardzo nie lubię siebie za to, jak bardzo aktualny jest ten wiersz, jak bardzo bywa prawdziwy. czasem chciałabym być Kobietą w dobrze skrojonej garsonce, która cała mieści się w sobie.]
Tak
trudno się utrzymać
W granicach mego ciała
Rzeki pod moją skórą
Za głośno oddychają
Za szybkie wodospady
Nocne gałęzie rąk
Dalekie wyspy powiek
I palców pożegnania
Tak trudno się utrzymać
W granicach mego ciała
Przelewa jego formę
Lada dotyk wiatru
Taka będę taka -
Powtarzam płochej skórze
Pulsują oczy dłonie
Gałęzie i ściany
Za szybkie wodospady
2001
czwartek, 30 kwietnia 2015
Z wierszy odzyskanych c.d.
[to już ostatni wiersz ze znalezionych w kalendarzach.
tak pisałam cztery lata temu. w dodatku w moje imieniny. zupełnie nie pamiętam, dlaczego]
tak pisałam cztery lata temu. w dodatku w moje imieniny. zupełnie nie pamiętam, dlaczego]
Nikogo nie
kocham
za nikim nie
tęsknię
nic nie
rozumiem
od słońca
łzawię
od zimna
drżę
mój żołądek
reaguje
na stan
zagrożenia
nikogo nie
kocham
26 lipca 2011
środa, 29 kwietnia 2015
Z wierszy odzyskanych
(dziś znowu mała podróż w przeszłość, do wiersza odnalezionego z starym kalendarzu, który już, już miałam wyrzucić. mam wrażenie, że kiedyś jednak było ciemniej. we mnie)
Polowanie w terenie
przygranicznym
zdzieram
warstwy bandaża
odwijam
sklejone
płaty
jeśli tylko
boli w sam raz
jeśli tylko
daje się uchwycić
w dwa palce
skóra
oddziela się lekko
z lekko
przechyloną
głową
przytulam
policzek do rany
jeśli tylko
boli w sam raz
potem szybko
wbijam zęby
23.10.2006
wtorek, 28 kwietnia 2015
EKG
Epoki mojego życia
zwinięte w twarde kulki.
Noszę je w płucach jak małe czarne dziury.
Nabrać dużo powietrza - słyszę - przez chwilę nie oddychać.
Wypuścić.
zwinięte w twarde kulki.
Noszę je w płucach jak małe czarne dziury.
Nabrać dużo powietrza - słyszę - przez chwilę nie oddychać.
Wypuścić.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Co mam pod skórą
Chciałabym zobaczyć, co mam pod skórą,
czy siedzą tam nieurodzone słowa.
To możliwe - pod dotykiem ręki
wyginają grzbiet i już prawie
mają smak liter.
czy siedzą tam nieurodzone słowa.
To możliwe - pod dotykiem ręki
wyginają grzbiet i już prawie
mają smak liter.
sobota, 25 kwietnia 2015
Nic ["Nie stanie się nic aż do końca..."]
A kiedy już oszukam całe moje ciało, a ono dłużej nie będzie chciało wierzyć,
i kiedy już oddtańczę wszystkie szamańskie tańce, a głos mój ochrypnie,
bo za długo kłamałam kościom i krzyczałam do wnętrza dłoni,
i kiedy już wyruszę we wszystkie strony naraz i dojdę do wszystkich krańców,
wtedy zobaczę, że nic się nie stało, po prostu nic się nie stało.
i kiedy już oddtańczę wszystkie szamańskie tańce, a głos mój ochrypnie,
bo za długo kłamałam kościom i krzyczałam do wnętrza dłoni,
i kiedy już wyruszę we wszystkie strony naraz i dojdę do wszystkich krańców,
wtedy zobaczę, że nic się nie stało, po prostu nic się nie stało.
sobota, 11 kwietnia 2015
Z wierszy odzyskanych
W jaskini
między tylną
ścianą żołądka
a
kręgosłupem
mieszka
nagie zwierzę
krąży przy
ogniu i mruczy zaklęcia
boi się
piorunów
gradu i
potopu
daleko za
ścianą
z mięśni,
kości i skóry
cienie
2006
sobota, 4 kwietnia 2015
wtorek, 31 marca 2015
Dwa wiersze o końcu świata
Ona ma oczy z ciemnego światła
Nagle przychodzi czas, gdy chciałabym o niej mówić.
Kiedyś jej nie widziałam,
potem udawałam.
Jeszcze nie krzyczę.
Kiedy kładzie cienki palec na mojej szyi,
jeszcze nie teraz - proszę.
Czego się boję
Boję się, że zupełnie przestanę się bać.
Boję się, że nagle będę miała odwagę,
by oddać wszystko.
czwartek, 19 marca 2015
Jeśli lecisz
Czasem są ciężkie,
czujesz, jak uderza w nie wiatr,
jak stuka deszcz i możesz je złożyć nad głową niczym namiot.
I słychać trzask, kiedy rozpinasz dwa błoniaste żagle,
kiedy zacina się ścięgno twarde jak brezent.
Za to potem, jeśli
już lecisz
czujesz, jak uderza w nie wiatr,
jak stuka deszcz i możesz je złożyć nad głową niczym namiot.
I słychać trzask, kiedy rozpinasz dwa błoniaste żagle,
kiedy zacina się ścięgno twarde jak brezent.
Za to potem, jeśli
już lecisz
wtorek, 3 marca 2015
W małym miasteczku
Z małego miasteczka na północy
uciekam na smoczych skrzydłach.
W małym miasteczku na północy
pod niskim niebem
tańczę niewidzialna
na niewidzialnej linie.
uciekam na smoczych skrzydłach.
W małym miasteczku na północy
pod niskim niebem
tańczę niewidzialna
na niewidzialnej linie.
sobota, 21 lutego 2015
Znowu bajka
Mały kot i księżyc
- Popatrz na mnie - powiedział mały kot do księżyca. - A teraz odezwij się, powiedz, że mnie widzisz.
Złote oczy kota patrzyły w srebrne koło błyszczące na niebie.
- Jestem sam, nikt nie chce ze mną rozmawiać - mówił dalej kot. - Dają mi jeść, głaszczą, czasami nawet coś mówią, ale to jest tak, jakby sądzili, że nic nie rozumiem. Tak naprawdę mówią do siebie.
Księżyc milczał. „Jutro spróbuję jeszcze raz” - pomyślał kot.
Jednak nazajutrz nic się nie zmieniło, księżyc nie odpowiadał na wołanie kota.
- Skoro tak - krzyknął rozgoryczony kot - to nie potrzebuję ciebie. Nie obchodzisz mnie wcale, jesteś taki sam jak wszyscy!
Przez kilka dni unikał spoglądania w górę, ale gdy w końcu podniósł oczy ku niebu, przestraszył się. Księżyc był wyraźnie cieńszy. Po jakimś czasie została go zaledwie połowa.
- Ojej - pomyślał kot - może księżyc tak przejął się moimi słowami, że schudł? To znaczy, że jestem dla niego ważny.
Gdy księżyc stał się zupełnie cienki, kot poczuł, że musi coś zrobić. Wszedł na dach, podniósł głowę i krzyknął:
- Już dobrze, wcale się nie gniewam. Pozwalam ci nic nie mówić, bo pewnie nie potrafisz. Chciałbyś, ale nie umiesz. Bądź taki, jaki jesteś, nic nie mów, ale zostań ze mną!
Od następnej nocy księżyc zaczął się robić coraz grubszy. Kot był szczęśliwy.
Od tamtej pory księżyc chudnie co pewien czas, kiedy przypomina sobie smutne słowa kota. Jest wtedy bardzo przygnębiony. Zawsze jednak przypomina sobie w porę, że kot go zrozumiał, że zgodził się na jego milczenie.
A kot? No cóż - on już wie, że ktoś o nim myśli. Dlatego ciągle lubi wychodzić w nocy na dach.
poniedziałek, 16 lutego 2015
Królewna w pancerzu
Pewnego razu
była sobie królewna.
Miała tatę
króla i mamę królową, którzy bardzo kochali swoją córeczkę i powtarzali jej
często, jaka jest śliczna i mądra.
I wszystko
było dobrze aż do dnia, kiedy dziewczynka przybiegła z płaczem z ogrodu, w
którym bawiła się z dziećmi. Wbiegła do królewskiej sieni, z niej do pokoju
królowej, by tam wpaść w ramiona mamy. Wtedy jednak zdarzyło się coś dziwnego:
królowa, przytulając królewnę, poczuła zimno, takie zimno, jakby dotykała
metalu na mrozie. Odsunęła się natychmiast, odchyliła bluzeczkę córki i
zobaczyła... zobaczyła coś, co bardzo przypominało zimny metal.
- Co ty tu
masz? – krzyknęła?
- Nie wiem,
mamo! – zawołała dziewczynka.
Wtedy
królowa zobaczyła, że ciało jej córki od pasa do ramion pokrywa twardy pancerz
z materiału twardego jak metal i tak zimnego jak żelazo na mrozie. Nie dało się
go zdjąć, bo ręce natychmiast bardzo marzły, poza tym pancerz był jakby
przyrośnięty do ciała dziecka.
Królowa,
przerażona, zawołała swojego męża króla. Gdy królewna zobaczyła tatę, krzyknęła
– przytul mnie! – po czym podbiegła do niego. Po chwili jednak ojciec odsunął ją
od siebie, bo nie mógł znieść straszliwego zimna.
- Przytul
mnie, przytul! – krzyczała królewna, ale nikt nie mógł wytrzymać przy niej
dłużej niż kilka sekund.
- Przytul
mnie! – wołała, płacząc do guwernantki.
- Przytul
mnie! – wołała do kucharek, lokajów, a nawet do dowódcy pałacowej straży.
- Przytul
mnie! – królewna stała na środku sali, a wokół niej robiło się coraz bardziej
pusto.
Mijały dni,
tygodnie, lata.
Królewscy
lekarze nie umieli nic poradzić na cierpienie królewny, również najtężsi
magowie byli bezradni.
Król i
królowa oraz cały królewski dwór nauczyli się żyć z tym, co się wydarzyło.
Nauczyła się
tego także królewna. Wiedziała, że nie może podchodzić do ludzi zbyt blisko.
Było jej stale zimno i nawet jeśli ktoś objął ją na małą chwilkę, pomagało to
bardzo niewiele. Robiła mniej więcej to samo co inne królewny w jej wieku –
bawiła się, uczyła , czytała książki. Tylko czasem, w nocy, budziła się z głębokiego snu, krzycząc –
przytul mnie!
Ale szybko
orientowała się, że to tylko sen.
Gdy królewna
stała się młoda kobietą, zdesperowany król – wzorem królów w innych bajkach –
postanowił ogłosić wielki turniej.
- Temu
rycerzowi, który zdejmie zły czar z królewny, ofiaruje się rękę królewny i
połowę – dyktował królewskiemu pisarzowi – i połowę..., trzy czwarte...., nie!
Całe królestwo! Ten, kto uleczy moją córkę, dostanie całe królestwo!
Ogłoszenia
zawisły na murach i drzewach, a królewski trębacz objeżdżał wszystkie sąsiednie
krainy, odczytując głośno tekst.
Wyznaczonego
dnia przed zamkiem zebrało się sporo książąt i rycerzy; wszyscy byli gotowi
zmierzyć się z trudnym przeciwnikiem, jakim był zimny pancerz.
- Ja jestem
Książę Silny i Odważny – rzekł pierwszy młodzieniec. – Niczego się nie boję i
rozerwę pancerz własnymi rękami.
Jak
powiedział, tak... próbował zrobić. Nie minęła jednak minuta, gdy zawołał: -
Moje ręce! Moje ręce są prawie odmrożone. Jeszcze chwila, a nie mógłbym już
nigdy dokonywać wielkich czynów. Och, to straszne! Moje ręce!
Książę
odszedł, chwiejąc się na nogach i wpatrując w swoje dłonie, ale królewna miała
jeszcze nadzieję; wszak przybyło tylu śmiałków...
- Ja jestem Rycerz Romantyczny – rzekł cicho młodzieniec o smutnym obliczu. – Niosę ze sobą
wielką moc, a jest to moc moich łez. One są takie gorące, że roztopią każdy
lód, zniszczą najtwardszą stal.
Usiadł obok
królewny, pochylił nad nią głowę, a jego łzy jak srebrne perły gęstym
strumieniem spadały na pancerz. Cóż to jednak? Każda z łez, odbijając się od
pancerza, zamieniała się w grudkę lodu. Rycerz płakał i płakał, aż w końcu
dłużej już nie mógł.
- Jak to? –
zawołał z rozpaczą w głosie. – Moje łzy! Zmarnowałem moje łzy! Wypłakałem
wszystkie i nie mam więcej! Jakże teraz będę użalał się nad księżniczkami
uwięzionymi w wieżach, jak będę opłakiwał nieszczęśliwych i biednych? No jak?
Co zrobiłaś ze mną królewno?
Rycerz
odbiegł, zawodząc, i chciał zapłakać nad swoim smutnym położeniem, chwilowo
okazało się to jednak niemożliwe. Królewna zaś patrzyła zatroskana, jak tłumek
mężnych przed zamkiem przerzedza się, jak coraz mniej pewni siebie książęta i
rycerze wycofują się chyłkiem, nie chcąc ryzykować, nawet za cenę całego królestwa.
- Jestem
Książę Celnie Strzelający – powiedział spokojnie jeden z tych, którzy zostali
na placu. W tym kołczanie mam zaczarowane strzały, które nie chybiają celu i
potrafią skruszyć wszystko, w co trafią.
Królewna
zafrasowała się nieco. „Co będzie, to będzie”, pomyślała jednak, choć na
wszelki wypadek postanowiła zamknąć oczy.
I
rzeczywiście – Książę Celnie Strzelający strzelił celnie. Zaczarowana strzała
nie skruszyła wszak pancerza, lecz ześliznęła się z niego, raniąc królewnę w
ramię.
- Au... – powiedziała
królewna.
- To nic, to
nic – odrzekł książę. – Powtórzymy to. – Książę wypuścił drugą strzałę.
- Auu! –
powiedziała królewna trochę głośniej.
- Co jest? –
zirytował się lekko Książę Celnie Strzelający i zamierzył się po raz trzeci.
- Nie! –
powiedziała królewna całkiem głośno. Wystarczy! To się nie uda! Po prostu nie
ma na to sposobu. Koniec turnieju! – Odwróciła się i odeszła smutna do swojego
królewskiego pokoju.
- Hej! –
zawołał nagle ktoś zza okna. – A może Książę Mądry coś poradzi.
Królewna wychyliła się przez parapet i zobaczyła
maleńką staruszkę.
- Nie było
tu nikogo takiego. A ty kim jesteś? – zapytała.
- Chyba
widać, że jestem wróżką, prawda? – zniecierpliwiła się kobieta.
- Jacy wy
wszyscy jesteście dzisiaj nerwowi – westchnęła dziewczyna. – A więc co z tym
księciem?
- Do Księcia
Mądrego to ty musisz się wybrać. On nie jeździ po turniejach. Jest na to za mądry.
Poza tym mieszka w Odległej Krainie, a to przecież kawał drogi. Ale polecam,
polecam. Warto. – Ostatnie słowa wypowiedziawszy z naciskiem, wróżka oddaliła
się, lekko utykając.
Król i
królowa gotowi byli wiele zrobić dla swej córki, tak więc już następnego dnia
królewna wraz z królewskim orszakiem ruszyła w drogę. Odległa Kraina była
rzeczywiście dość daleko, ale w końcu królewna dotarła do zamku Księcia
Mądrego, gdzie... otrzymała numer i stanęła
w długiej kolejce.
Gdy dotarła
przed oblicze księcia i przedstawiła mu swój problem, ten powiedział:
- Oczywiście
mogę ci pomóc królewno, ale główną część pracy musisz wykonać ty sama. Musisz
udać się w Daleką Drogę i nikt nie może tam pójść z tobą. Będziesz szła, aż
znajdziesz zaczarowane źródło i tego samego dnia musisz patrzeć w nie aż do
zachodu słońca. Musisz być bardzo uważna i ani na chwilę nie odwracać oczu, bo w którymś momencie w odbiciu zobaczysz szczelinę w pancerzu. Wtedy włożysz w nią
magiczną pestkę i poczekasz na to, co stanie się dalej. – Książę Mądry podał
królewnie mały woreczek na sznurku.
- Skąd mam
wiedzieć, w którą stronę iść? – zapytała królewna.
- I na to
jest sposób. Woreczek z pestką zawieś sobie na szyi, tak by znajdował się na
wysokości serca. Każdego ranka obróć się kolejno na wszystkie strony świata.
Gdy poczujesz ból, idź przed siebie.
- Dziękuję Książę
Mądry – powiedziała królewna. – Możesz teraz dostać całe królestwo mojego ojca
króla oraz na dodatek moją rękę.
- Królestwo?
– zamyślił się książę. – Owszem, przyda mi się. Ale za rękę dziękuję. Jestem
przecież Mądry, czyż nie?
Królewna
również zamyśliła się i pozostała zamyślona przez dłuższą chwilę.
A potem –
ruszyła w drogę.
Droga była
naprawdę długa. I w dodatku trudna. Wiodła przez lasy, góry, strumienie i rwące
rzeki. Przez kłujące krzaki i gorące pustynie, a także przez śniegi i skute
lodem jeziora.
W końcu
jednak królewna dotarła do zaczarowanego źródła. Była bosa, w poszarpanej
sukience, w której trudno było dopatrzeć się śladów królewskiej szaty. Jej
twarz, włosy ręce – poszarzały od piasku gonionego wiatrem.
Królewna
cicho podeszła do brzegu źródła, opadła na kolana i zaczęła przyglądać się
swemu odbiciu. Słońce zniżało się powoli.
-Pomóż mi –
usłyszała nagle głos.
- Co się
stało? Kto tu jest? – krzyknęła zaniepokojona.
- Pomóż mi.
Jestem wędrowcem. Umieram z pragnienia. Proszę, daj mi wody.
- Ale ja nie
mogę stąd odejść. Tak długo tu szłam, tyle trudu za mną. Za chwilę zajdzie
słońce, a przedtem pojawi się szczelina w moim pancerzu. Wtedy przyniosę ci
wody.
- Wtedy
będzie za późno – wyszeptał człowiek. Teraz, teraz właśnie jest ostatni moment,
żeby mi pomóc, a ja nie mam już siły wstać.
Królewna
poczuła, że ból rozrywa jej serce. Czy mogła pozwolić wędrowcowi umrzeć? A może
on kłamie, chce odwrócić jej uwagę od zadania, które ma wypełnić? Tak długo
szła i teraz w ostatnich minutach wszystko ma przepaść, a ona pozostanie na
zawsze uwięziona w zimnym pancerzu? Ale czy mogła pozwolić....
Zaczerpnęła
wodę w dłonie, podeszła do wędrowca i dała mu pić. Potem jeszcze raz.
Trudno. Pozostanie
przez resztę życia w pancerzu. – To nieważne.
Trudno. Być
może dała się oszukać. – To nieważne
Łzy zalały
jej oczy i w tym momencie zaszło słońce.
Królewna
roześmiała się i śmiała się coraz głośniej.
- Dziękuję –
powiedział wędrowiec. Był w pełni sił i królewna nie wiedziała,
czy pomogła mu woda z zaczarowanego źródła, czy raczej wszystko było oszustwem.
Jednak spojrzała mu w oczy koloru wody z jeziora i wtedy zobaczyła, że odbija
się w nich jej pancerz, w którym otwiera się szczelina. Spokojnie wyjęła pestkę
z szarego woreczka i wcisnęła ją w szczelinę.
Na początku
nic się nie działo.
A potem
pancerz po prostu pękł, rozpadł się na małe kawałeczki.
Naga skóra,
pozbawiona nagle zbroi, była delikatna jak ciało ledwo wyklutego pisklęcia.
Królewna
spojrzała w dal, na horyzont, gdzie w ciemności zapalały się światła wielkiego
miasta.
Zupełnie nie
wiedziała, co będzie dalej.
sobota, 14 lutego 2015
Do krwiobiegu
Cienka warstwa pod skórą,
Cienka warstwa nad skórą.
To znam najlepiej.
Być może dlatego wołają mnie korzenie drzew,
pisklęta jaskółek:
wpuść mnie
do krwiobiegu.
Do szpiku kości.
wtorek, 10 lutego 2015
Z kosmosu z chaosu
Ja obca
obca z kosmosu
obca z chaosu
przedramiona w łusce i piórach
w gęsiej skórce.
obca z kosmosu
obca z chaosu
przedramiona w łusce i piórach
w gęsiej skórce.
sobota, 31 stycznia 2015
Na szczęście
Niektóre rzeczy są do zrobienia
Niektóre rzeczy są do myślenia
Na szczęście
Czasem coś się pomiesza
Niektóre rzeczy są do myślenia
Na szczęście
Czasem coś się pomiesza
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Rzeczy nazwane
Rzeczy nazwane nie stają się lżejsze;
czasem są jak obrazy kubistów -
pokazują wszystkie strony na raz.
czasem są jak obrazy kubistów -
pokazują wszystkie strony na raz.
czwartek, 15 stycznia 2015
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Pokój
Duchy lubią najbardziej zimny duży pokój
w domu Sabiny M.
Poznaję je po szarpnięciach powietrza i po tym
że patrzę inaczej, że sen wyciąga mnie ku górze
i gdy opadam, podłoga opada również.
To, że umiem latać, to kwestia wstydliwa.
To może być dowód winy.
w domu Sabiny M.
Poznaję je po szarpnięciach powietrza i po tym
że patrzę inaczej, że sen wyciąga mnie ku górze
i gdy opadam, podłoga opada również.
To, że umiem latać, to kwestia wstydliwa.
To może być dowód winy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)