Pewnego razu
była sobie królewna.
Miała tatę
króla i mamę królową, którzy bardzo kochali swoją córeczkę i powtarzali jej
często, jaka jest śliczna i mądra.
I wszystko
było dobrze aż do dnia, kiedy dziewczynka przybiegła z płaczem z ogrodu, w
którym bawiła się z dziećmi. Wbiegła do królewskiej sieni, z niej do pokoju
królowej, by tam wpaść w ramiona mamy. Wtedy jednak zdarzyło się coś dziwnego:
królowa, przytulając królewnę, poczuła zimno, takie zimno, jakby dotykała
metalu na mrozie. Odsunęła się natychmiast, odchyliła bluzeczkę córki i
zobaczyła... zobaczyła coś, co bardzo przypominało zimny metal.
- Co ty tu
masz? – krzyknęła?
- Nie wiem,
mamo! – zawołała dziewczynka.
Wtedy
królowa zobaczyła, że ciało jej córki od pasa do ramion pokrywa twardy pancerz
z materiału twardego jak metal i tak zimnego jak żelazo na mrozie. Nie dało się
go zdjąć, bo ręce natychmiast bardzo marzły, poza tym pancerz był jakby
przyrośnięty do ciała dziecka.
Królowa,
przerażona, zawołała swojego męża króla. Gdy królewna zobaczyła tatę, krzyknęła
– przytul mnie! – po czym podbiegła do niego. Po chwili jednak ojciec odsunął ją
od siebie, bo nie mógł znieść straszliwego zimna.
- Przytul
mnie, przytul! – krzyczała królewna, ale nikt nie mógł wytrzymać przy niej
dłużej niż kilka sekund.
- Przytul
mnie! – wołała, płacząc do guwernantki.
- Przytul
mnie! – wołała do kucharek, lokajów, a nawet do dowódcy pałacowej straży.
- Przytul
mnie! – królewna stała na środku sali, a wokół niej robiło się coraz bardziej
pusto.
Mijały dni,
tygodnie, lata.
Królewscy
lekarze nie umieli nic poradzić na cierpienie królewny, również najtężsi
magowie byli bezradni.
Król i
królowa oraz cały królewski dwór nauczyli się żyć z tym, co się wydarzyło.
Nauczyła się
tego także królewna. Wiedziała, że nie może podchodzić do ludzi zbyt blisko.
Było jej stale zimno i nawet jeśli ktoś objął ją na małą chwilkę, pomagało to
bardzo niewiele. Robiła mniej więcej to samo co inne królewny w jej wieku –
bawiła się, uczyła , czytała książki. Tylko czasem, w nocy, budziła się z głębokiego snu, krzycząc –
przytul mnie!
Ale szybko
orientowała się, że to tylko sen.
Gdy królewna
stała się młoda kobietą, zdesperowany król – wzorem królów w innych bajkach –
postanowił ogłosić wielki turniej.
- Temu
rycerzowi, który zdejmie zły czar z królewny, ofiaruje się rękę królewny i
połowę – dyktował królewskiemu pisarzowi – i połowę..., trzy czwarte...., nie!
Całe królestwo! Ten, kto uleczy moją córkę, dostanie całe królestwo!
Ogłoszenia
zawisły na murach i drzewach, a królewski trębacz objeżdżał wszystkie sąsiednie
krainy, odczytując głośno tekst.
Wyznaczonego
dnia przed zamkiem zebrało się sporo książąt i rycerzy; wszyscy byli gotowi
zmierzyć się z trudnym przeciwnikiem, jakim był zimny pancerz.
- Ja jestem
Książę Silny i Odważny – rzekł pierwszy młodzieniec. – Niczego się nie boję i
rozerwę pancerz własnymi rękami.
Jak
powiedział, tak... próbował zrobić. Nie minęła jednak minuta, gdy zawołał: -
Moje ręce! Moje ręce są prawie odmrożone. Jeszcze chwila, a nie mógłbym już
nigdy dokonywać wielkich czynów. Och, to straszne! Moje ręce!
Książę
odszedł, chwiejąc się na nogach i wpatrując w swoje dłonie, ale królewna miała
jeszcze nadzieję; wszak przybyło tylu śmiałków...
- Ja jestem Rycerz Romantyczny – rzekł cicho młodzieniec o smutnym obliczu. – Niosę ze sobą
wielką moc, a jest to moc moich łez. One są takie gorące, że roztopią każdy
lód, zniszczą najtwardszą stal.
Usiadł obok
królewny, pochylił nad nią głowę, a jego łzy jak srebrne perły gęstym
strumieniem spadały na pancerz. Cóż to jednak? Każda z łez, odbijając się od
pancerza, zamieniała się w grudkę lodu. Rycerz płakał i płakał, aż w końcu
dłużej już nie mógł.
- Jak to? –
zawołał z rozpaczą w głosie. – Moje łzy! Zmarnowałem moje łzy! Wypłakałem
wszystkie i nie mam więcej! Jakże teraz będę użalał się nad księżniczkami
uwięzionymi w wieżach, jak będę opłakiwał nieszczęśliwych i biednych? No jak?
Co zrobiłaś ze mną królewno?
Rycerz
odbiegł, zawodząc, i chciał zapłakać nad swoim smutnym położeniem, chwilowo
okazało się to jednak niemożliwe. Królewna zaś patrzyła zatroskana, jak tłumek
mężnych przed zamkiem przerzedza się, jak coraz mniej pewni siebie książęta i
rycerze wycofują się chyłkiem, nie chcąc ryzykować, nawet za cenę całego królestwa.
- Jestem
Książę Celnie Strzelający – powiedział spokojnie jeden z tych, którzy zostali
na placu. W tym kołczanie mam zaczarowane strzały, które nie chybiają celu i
potrafią skruszyć wszystko, w co trafią.
Królewna
zafrasowała się nieco. „Co będzie, to będzie”, pomyślała jednak, choć na
wszelki wypadek postanowiła zamknąć oczy.
I
rzeczywiście – Książę Celnie Strzelający strzelił celnie. Zaczarowana strzała
nie skruszyła wszak pancerza, lecz ześliznęła się z niego, raniąc królewnę w
ramię.
- Au... – powiedziała
królewna.
- To nic, to
nic – odrzekł książę. – Powtórzymy to. – Książę wypuścił drugą strzałę.
- Auu! –
powiedziała królewna trochę głośniej.
- Co jest? –
zirytował się lekko Książę Celnie Strzelający i zamierzył się po raz trzeci.
- Nie! –
powiedziała królewna całkiem głośno. Wystarczy! To się nie uda! Po prostu nie
ma na to sposobu. Koniec turnieju! – Odwróciła się i odeszła smutna do swojego
królewskiego pokoju.
- Hej! –
zawołał nagle ktoś zza okna. – A może Książę Mądry coś poradzi.
Królewna wychyliła się przez parapet i zobaczyła
maleńką staruszkę.
- Nie było
tu nikogo takiego. A ty kim jesteś? – zapytała.
- Chyba
widać, że jestem wróżką, prawda? – zniecierpliwiła się kobieta.
- Jacy wy
wszyscy jesteście dzisiaj nerwowi – westchnęła dziewczyna. – A więc co z tym
księciem?
- Do Księcia
Mądrego to ty musisz się wybrać. On nie jeździ po turniejach. Jest na to za mądry.
Poza tym mieszka w Odległej Krainie, a to przecież kawał drogi. Ale polecam,
polecam. Warto. – Ostatnie słowa wypowiedziawszy z naciskiem, wróżka oddaliła
się, lekko utykając.
Król i
królowa gotowi byli wiele zrobić dla swej córki, tak więc już następnego dnia
królewna wraz z królewskim orszakiem ruszyła w drogę. Odległa Kraina była
rzeczywiście dość daleko, ale w końcu królewna dotarła do zamku Księcia
Mądrego, gdzie... otrzymała numer i stanęła
w długiej kolejce.
Gdy dotarła
przed oblicze księcia i przedstawiła mu swój problem, ten powiedział:
- Oczywiście
mogę ci pomóc królewno, ale główną część pracy musisz wykonać ty sama. Musisz
udać się w Daleką Drogę i nikt nie może tam pójść z tobą. Będziesz szła, aż
znajdziesz zaczarowane źródło i tego samego dnia musisz patrzeć w nie aż do
zachodu słońca. Musisz być bardzo uważna i ani na chwilę nie odwracać oczu, bo w którymś momencie w odbiciu zobaczysz szczelinę w pancerzu. Wtedy włożysz w nią
magiczną pestkę i poczekasz na to, co stanie się dalej. – Książę Mądry podał
królewnie mały woreczek na sznurku.
- Skąd mam
wiedzieć, w którą stronę iść? – zapytała królewna.
- I na to
jest sposób. Woreczek z pestką zawieś sobie na szyi, tak by znajdował się na
wysokości serca. Każdego ranka obróć się kolejno na wszystkie strony świata.
Gdy poczujesz ból, idź przed siebie.
- Dziękuję Książę
Mądry – powiedziała królewna. – Możesz teraz dostać całe królestwo mojego ojca
króla oraz na dodatek moją rękę.
- Królestwo?
– zamyślił się książę. – Owszem, przyda mi się. Ale za rękę dziękuję. Jestem
przecież Mądry, czyż nie?
Królewna
również zamyśliła się i pozostała zamyślona przez dłuższą chwilę.
A potem –
ruszyła w drogę.
Droga była
naprawdę długa. I w dodatku trudna. Wiodła przez lasy, góry, strumienie i rwące
rzeki. Przez kłujące krzaki i gorące pustynie, a także przez śniegi i skute
lodem jeziora.
W końcu
jednak królewna dotarła do zaczarowanego źródła. Była bosa, w poszarpanej
sukience, w której trudno było dopatrzeć się śladów królewskiej szaty. Jej
twarz, włosy ręce – poszarzały od piasku gonionego wiatrem.
Królewna
cicho podeszła do brzegu źródła, opadła na kolana i zaczęła przyglądać się
swemu odbiciu. Słońce zniżało się powoli.
-Pomóż mi –
usłyszała nagle głos.
- Co się
stało? Kto tu jest? – krzyknęła zaniepokojona.
- Pomóż mi.
Jestem wędrowcem. Umieram z pragnienia. Proszę, daj mi wody.
- Ale ja nie
mogę stąd odejść. Tak długo tu szłam, tyle trudu za mną. Za chwilę zajdzie
słońce, a przedtem pojawi się szczelina w moim pancerzu. Wtedy przyniosę ci
wody.
- Wtedy
będzie za późno – wyszeptał człowiek. Teraz, teraz właśnie jest ostatni moment,
żeby mi pomóc, a ja nie mam już siły wstać.
Królewna
poczuła, że ból rozrywa jej serce. Czy mogła pozwolić wędrowcowi umrzeć? A może
on kłamie, chce odwrócić jej uwagę od zadania, które ma wypełnić? Tak długo
szła i teraz w ostatnich minutach wszystko ma przepaść, a ona pozostanie na
zawsze uwięziona w zimnym pancerzu? Ale czy mogła pozwolić....
Zaczerpnęła
wodę w dłonie, podeszła do wędrowca i dała mu pić. Potem jeszcze raz.
Trudno. Pozostanie
przez resztę życia w pancerzu. – To nieważne.
Trudno. Być
może dała się oszukać. – To nieważne
Łzy zalały
jej oczy i w tym momencie zaszło słońce.
Królewna
roześmiała się i śmiała się coraz głośniej.
- Dziękuję –
powiedział wędrowiec. Był w pełni sił i królewna nie wiedziała,
czy pomogła mu woda z zaczarowanego źródła, czy raczej wszystko było oszustwem.
Jednak spojrzała mu w oczy koloru wody z jeziora i wtedy zobaczyła, że odbija
się w nich jej pancerz, w którym otwiera się szczelina. Spokojnie wyjęła pestkę
z szarego woreczka i wcisnęła ją w szczelinę.
Na początku
nic się nie działo.
A potem
pancerz po prostu pękł, rozpadł się na małe kawałeczki.
Naga skóra,
pozbawiona nagle zbroi, była delikatna jak ciało ledwo wyklutego pisklęcia.
Królewna
spojrzała w dal, na horyzont, gdzie w ciemności zapalały się światła wielkiego
miasta.
Zupełnie nie
wiedziała, co będzie dalej.
Ja zaś umieram z ciekawości, co było dalej:).
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała wiedzieć :)
UsuńPiekne i inspirujace, Aniu M. Dziekuje.
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję.
UsuńWracam tu trzeci raz. Piękne...
OdpowiedzUsuńJestem wzruszona :*
UsuńTa bajka tak długo była przy mnie - bardzo przezywam jej opublikowanie w blogu.
Dziękuję, Aniu M. Bajka jest piękna. Wyśnij jej dalszy ciąg. I pisz, pisz...
OdpowiedzUsuńta musi chyba zostać taka - otwarta. Ale pojawiają się nowe :)
UsuńPiękna
OdpowiedzUsuńi wzruszająca
i poruszająca
Dziękuję :*
To ja dziękuję za miłe słowa :*
UsuńCzekam na to czego nie ma
OdpowiedzUsuńJest zaklęcie, są inni, którzy zawodzą, jest Droga, jest największa Próba oderwania się od siebie, zaufania i ryzyka utraty. To już bardzo blisko. To już prawie.
Teraz będzie miłość?
Ryzyko? Odwaga? Wolność?
UsuńŻycie.
Bardzo przejmujaca bajka :)) Co będzie dalej ? Wydaje mi sie ,że ksężniczka jest już gotowa żyć bez pancerza :))) Nie będzie to łatwe ,ale na pewno sie uda :)))
OdpowiedzUsuńJa tez miałam swoją bajkę . Marzyło mi się życie byczka Fernando . Mój los jednak dał mi do zrozumienia ,że jesli chcę żyć muszę walczyć i daję radę . Wchodzę w nastepny etap ,ale na razie nie potrafie go nazwać .
Królewna jest gotowa. Choć przecież życie to proces, a nie stan. Pancerze potrafią odrastać, choć (a może zwłaszcza gdy) są niewidzialne. Trzeba na nie uważać.
UsuńŻyczę, by następny etap był dobry :*
miłość ją uzdrowiła?
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie. Raczej prawdziwe zauważenie drugiego człowieka... wyjście poza siebie. Chciałam takiego przesłania :)
UsuńChoć pewnie to jest forma miłości, wyjście świata, otwarcie się nań.
Usuńprzesłanie to ma sens :)
Usuńulżyło Ci po przelaniu tego na papier?
Nie ;)
UsuńA myślisz, że powinno?
no...
UsuńWiesz... tak długo to się we mnie układało, że w końcu zdecydowałam się zapisać. Ale to dość stara bajka, ma przecież jakieś piętnaście lat :) Ostatnio jej sobie nie przypominałam i powstała obawa, ze zapomnę:)
UsuńPiękna i mądra Twoja bajka...i co dalej, Królewno?
OdpowiedzUsuńNie wiadomo. O może do dobrze...
Usuńpiekna.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńPopłakałam się. Zazdroszczę Ci że twój pancerz pękł i rozpadł się. I życzę aby nie odrosnął... A dalej - będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńElla-5
Dziękuję Ci za Twoje wzruszenie :*
Usuńa mnie najbardziej podoba się zakończenie - nie banalne "żyli długo i szczęśliwie", ale takie właśnie... zagadkowe. Skłoniłaś mnie do refleksji, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało :)
UsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuń:*
Usuń