Tęsknota
Tęsknota z profilu jest wilkiem
Płochliwym zwierzęciem nocy
Bo chociaż jej oddech jest zawsze
Tak blisko mej twarzy i włosów
To tylko cień szary na ścianie
Tajemne przesyła mi znaki
Odwracam się zawsze za późno
By oczy jej złote zobaczyć
3 lipca 1996
piątek, 13 grudnia 2013
poniedziałek, 28 października 2013
A gdybym mogła
A gdybym mogła
oddychać w wodzie
głęboko, na dnie,
czy dałabym radę
oddzielić światło od ciemności,
spojrzeć i wiedzieć,
że to jest dobre?
październik 2013
wtorek, 22 października 2013
W porywie odwagi
Erotyk
Moje stopy
wtulone w liście miękkich roślin,
ciało
zamieniam w brzozę pod ciężarem dłoni,
konarami owijam
igiełki strumieni
i upadam
powoli w gąszcz splatanych łodyg,
po drodze
gubiąc z palców futrzane zajączki.
Mokra dłoń
modeluje kwiaty wodorostów,
łagodnie
gasząc blade słońca ponad wodą,
i
przepływają szumiąc, koło moich kolan,
ciężkie
słodkie ogrody, pluszowe ogrody.
luty 1987
niedziela, 28 lipca 2013
Gorącym powietrzem
Lato
sprzed lat
lato
rozpycha się w klatce
rozpycha żebra
Skaczę
po łące
biegam
popatrz na mnie
Umiem
naśladować ptaki
lipiec 2013
poniedziałek, 1 lipca 2013
Sprzed lat piętnastu...
jestem mgła
wielka ćma
lekko zdmuchnę
szarą sowę
miękką kulkę
z moich rąk
nie wiesz nawet
jak się skrada
w twoich włosach
za uszami
strumyczkami
oddech myszy
ufność ptaka
i dżdżownicy
ziemski głód
cały las na
ciebie zdmuchnę
czuły mech
i spłoszone palce drzew
wielka ćma
lekko zdmuchnę
szarą sowę
miękką kulkę
z moich rąk
nie wiesz nawet
jak się skrada
w twoich włosach
za uszami
strumyczkami
oddech myszy
ufność ptaka
i dżdżownicy
ziemski głód
cały las na
ciebie zdmuchnę
czuły mech
i spłoszone palce drzew
czwartek, 2 maja 2013
Chciałabym się rozebrać
Chciałabym się rozebrać.
Może się rozbiorę.
W pośpiechu
zedrę skórę,
nerwowo
zsunę rękawy mięśni
jeszcze
będzie się tłukło, tłukło
11 kwietnia 2013
wtorek, 23 kwietnia 2013
Zasypiam
Ja małe szczenię
z
łapką na oczach
drugą
przygiętą.
Z
brzuszkiem do góry
całym
odkrytym
ufnym,
wypiętym.
W
górze nade mną
puklerz
płowo złoty
cały
bursztynowy.
W
nim zastygły pająk,
ptak
i człowiek.
1996
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Ciągle
Pomiędzy
Pomiędzy
lękiem a kotem złotym
Jest
siedem wysp.
Każda
jak myszka szara.
Nocą
można je wszystkie zamknąć
W
skrzyni obitej skórą.
Ramionami
rozgarnąć ciemną wodę
Dopłynąć.
I
siebie złożyć w ofierze.
Kot
złoty jest niepomiernie.
Taki
złoty jak jego oczy.
Kot
ofiarę przyjmie, ale tylko nocą.
Bo
potem obudzą się myszy
Siedem
wysp galaktykę rozpina
Pomiędzy.
1996
niedziela, 24 marca 2013
kiedyś, aż tak...
Wchodzę
w twoją historię
wchodzę
w twoją historię
w
opowieść delikatnie
rozpiętą
na wietrze
chodzę
w niej na palcach
jak
pająk
spijam
twoje łzy
trzy
razy wylizuję kącik oka
i
proszę
zagraj
od nowa
na
pustej scenie mojej głowy
jestem
głodna.
1997 (?)
wtorek, 19 marca 2013
Nowsze, równie aktualne
WM za Bestię
Nieprzejednana.
Podchodzę do SIEBIE
szczekam i miauczę
staję na dwóch łapach.
Nieprzejednana.
Podzielona na dwoje.
Sędzia pochylony
nad sekcyjnym stołem,
a na dole, w klatce
pulsuje i kipi,
i rośnie, i syczy.
Jestem bogiem
okrutnym i czystym.
Podchodzę do SIEBIE
szczekam i miauczę
staję na dwóch łapach.
Nieprzejednana.
Podzielona na dwoje.
Sędzia pochylony
nad sekcyjnym stołem,
a na dole, w klatce
pulsuje i kipi,
i rośnie, i syczy.
Jestem bogiem
okrutnym i czystym.
październik 2010
czwartek, 14 marca 2013
Sprzed lat
Wahałam się, czy dać tu starsze teksty.
Są jednak wśród nich takie, które ciągle wywołują we mnie niepewność, ścisk serca, żołądka czy czego tam.
Chciałabym odczarować ich kłującą (mnie) intymność.
A więc szesnaście lat temu.
Zrozum. Jestem taka mała,
Że
byle liść może mnie przykryć całą.
Tygodniami
mogę w trawie brodzić
Z
uchem przy ziemi,
Gdzie
szepty strumieni
Dość
dokładnie mnie oszukują.
Nie
mają oczu i dlatego
Mogę
im wszystko powiedzieć.
Udają,
że wierzą.
Nawet
w to, że jestem jedyna na świecie.
Zrozum.
Boję się wiatru.
On
zdejmie ze mnie mgły kolorowe.
Będę
przezroczysta
Jak
puste miejsce po pragnieniu.
Dlatego
zanim wiatr nadejdzie,
pospiesz
się trawo.
Pokochaj
mnie - niedoskonałą.
1996
poniedziałek, 11 marca 2013
Czy zostawić tu ten wiersz?
czarny tramwaj
ubrana w ptasi puch
zstąpiłam pod ziemię
otulając ptasim puchem nagie
ciało
w ciemnych korytarzach
czarny tramwaj dygotał
okrążając naszą wyspę
minął z prędkością dźwięku
naszą wysepkę strachu
aby tramwaj zwolnił
muszą polać się łzy
aby przystanął i zabrał nas
jeśli znajdziemy odwagę
wcierałam w oczy piasek
pył węglowy i siarkę
czy takie łzy się liczą
kiedy tężeją w ciszy
11
marca 2013
środa, 20 lutego 2013
Sauerteig
- Sauerteig – powiedziała Lisa. – U nas to się nazywało Sauerteig.
***
Maria-Klara postawiła nogę na ławeczce, by poprawić skarpetkę, która
zwinęła się w miniwałeczek i uwierała nieco nad piętą.
Maria-Klara biegła parkową alejką.
Szczupła, jasnowłosa, czterdziestoletnia.
Jak każdego ranka, w świetle wschodzącego słońca, które z minuty na
minutę grzało coraz mocniej.
Rodrigo pomylił się i zadzwonił z życzeniami wczoraj. A może nie
pomylił się wcale, tylko chciał być pierwszy – pomyślała. To już tak dawno, już
przestała jej przeszkadzać pamięć o spędzonych razem latach, które były jak
staczanie się w przepaść po śliskim zboczu.
Z bardzo wysokiej góry. Na początku przecież skoczyliby za sobą w
ogień, gotowi oboje tańczyć na ulicy i śpiewać o miłości. A potem..., potem jej
mąż, coraz bardziej zapętlony między pretensjami swojej matki „kiedy w końcu”,
ironicznymi spojrzeniami brata i jej, Marii-Klary smutkiem, nie wytrzymał
presji. Coraz więcej rzeczy zaczynało go drażnić, coraz częściej mówił słowa,
których potem żałował, ale one nie chciały zniknąć, cofnąć się, i nie można
było zaczynać ciągle od nowa: uznajmy, że to się nie stało, nie słyszeliśmy
tego, to przecież nie ja, nie ja prawdziwy.
Kiedy powiedziała, że odchodzi, przez parę dni budził się rano,
próbując wierzyć, że to nie jest rzeczywistość, że wystarczy mocno potrząsnąć
głową, ramionami, szarpnąć się w sobie i otworzyć oczy – i co wtedy? Co miało
się okazać, jak daleko chciałby się cofnąć? Rok, dwa, może do dnia, kiedy się
poznali, gdy powiedział jej, że ma słońce w oczach?
Na początku po rozwodzie myślała, że z nikim się nie zwiąże, bo po co,
skoro nie może mieć dzieci. Był to dobry
pretekst, żeby nie myśleć o chwilach, w których nie była pewna, co zaraz
usłyszy – krzyk czy szept. By nie wspominać tego ucisku w klatce piersiowej,
który ustępował tylko wtedy, gdy Rodrigo wyjeżdżał na dłużej niż dwa dni. Jeden
jedyny powód, jej bezpłodność, pozwalał banalizować inne, bo wydawał się
najbardziej bolesny.
Dlatego gdy poznała Johna, od razu mu powiedziała. Wspólne zadania w
Instytucie Naukowym w Berkeley sprawiły jednak, że zaprzyjaźnili się i
odkrywali coraz więcej wspólnych miejsc. Gdy zdała sobie sprawę, że go kocha,
nie chciała o tym mówić.
Ale on i tak wiedział.
Gdy dziś rano wychodziła na poranne bieganie, pogłaskała śpiącego męża po
krótko obciętych włosach, a on uśmiechnął sie przez sen. Zajrzała do sypialni
dziewczynek: Marion i Alice spały, jedna odkryta, druga zawinięta w kołderkę,
jak zwykle. To cud, pomyślała. Sześć lat temu, gdy się urodziły, nie była pewna.
Nie była pewna, czy to prawda; przez parę dni bała się, że gdy rano otworzy
oczy, okaże się, że są tylko snem.
Biegnąc, miała słońce na ramionach. Lubiła je tak nieść, jak ciepły
płaszcz.
***
- Sauerteig, to się nazywało Sauerteig – babcia Lisa przechowywała w
pamięci wiele niemieckich słów, których
od dawna nie używała.
***
Maria-Klara sięgnęła do kieszonki zamkniętej na rzep, by wyjąć telefon.
Zawibrował sygnał maila; nie chciała czekać, aż dotrze do domu. Zwolniła do
szybkiego marszu.
„Czterdzieści lat temu o 6.40 urodziłaś się, sprawiając nam ogromną
radość – tata Jurgen”.
Uśmiechnęła się, wzruszona, a potem roześmiała się głośno, płosząc
wiewiórkę. Niezawodny, zawsze o tej samej porze, każdego roku. Stałość,
pewność, gwarancja świata. Tego, że rzeczy istnieją, są obok, prawdziwe. To
drzewo o ciepłej korze, kamyk, który uciekł spod buta, ptak.
Dziś wieczorem spotkają się i będzie mogła posłuchać, jak zawsze,
dawnych historii.
Od jakiegoś czasu tata pisał wspomnienia z dzieciństwa w Ostpreussen na
północy Europy. Pierwsze lata znał tylko z opowieści, to jasne. Mieszkał z
matką Lisą, i jej rodzicami, wszyscy zresztą trzymali się razem. Potem była wielka
ucieczka nad Zalew Wiślany, w czasie której umarł dziadek.
I powrót. Tak samo długotrwały, męczący, choć paniczny niszczący strach
zmienił się w niepokój i niepewność. Tego wszystkiego nie pamiętał; jego
pierwsze wydobyte z pamięci wrażenia wiążą się z Lisą. Wydawała mu się jakoś
niedostępna – owszem, przytulała go, sadzała na kolanach, ale było tak, jakby
myślała o czym innym, spięta w oczekiwaniu i bólu.
W końcu zdał sobie sprawę, że nie ma ojca.
Że Lisa patrzy w okno z gasnącą nadzieją.
Latami.
Aż kiedyś ktoś zapukał do drzwi.
Miał wrażenie, że serce zatrzymało mu się na chwilę. Ciotki i kuzyni
nie pukali, wchodzili jak do siebie, taki był zwyczaj. Sąsiedzi stukali w
drzwi, ale tak sygnalnie, żeby dać znać, a potem od razu naciskali klamkę.
Lisa podeszła do drzwi i zatrzymała się na chwilę.
Zapukano ponownie.
Omiotła wzrokiem kuchnię, jakby szukając w poukładanych sprzętach
odpowiedzi. A potem otworzyła.
Za progiem stał mężczyzna. Chudy, o włosach koloru lnu, z blizną
biegnącą przez policzek i połowę szyi.
Lisa bez słowa nastawiła wodę na kawę zbożową i zaczęła podgrzewać
zupę.
Wyjechali dwa miesiące później, najpierw do Hamburga, a po dwóch latach
do Berkeley, do krewnych.
Dziadek F. - myślała Maria-Klara, wbiegając w alejkę prowadzącą w stronę ulicy.
Tak bardzo niewiele brakowało, dosłownie milimetr, i wtedy nigdy by nie
wrócił. Kto wie, jak potoczyłyby się losy taty i babci Lisy, gdzie byliby teraz.
Wówczas w Berkeley Jurgen poszedł do szkoły i w końcu na studia
prawnicze, gdzie spotkał Miriam. Maria-Klara uwielbiała słuchać historii o tym,
jak pierwszy raz zobaczył swoją przyszłą żonę: siedziała w parku uniwersyteckim
na ławce. Drobniutka dziewczyna pochylała się nad książką, a on widział tylko
jej plecy i długie proste ciemne włosy. I wtedy się w niej zakochał, po prostu.
***
- Sauerteig – powiedziała babcia Lisa. – Za każdym razem, kiedy robisz chleb, trzeba trochę
zostawić, żeby mieć na następny raz. Inaczej wszystko przepadnie.
***
Dobiegła do schodów, zwalniając już kilkadziesiąt metrów wcześniej.
Oparła prawą nogę o stopień i trochę się porozciągała. Potem lewą nogę.
Podniosła się i spojrzała na słońce, na dwa wróble na znaku drogowym kierującym
do centrum miasta.
Trzy stopnie schodów.
Zatrzymała się na chwilę.
Potem nacisnęła klamkę.
***
Jestem Anną. Córką Jurgena, wnuczką Lisy i Dziadka F.
Dziadek F. nigdy nie wrócił.
Nie wiem, ile milimetrów zabrakło.
Gdyby wrócił, być może nie byłoby mnie.
Może tata wyjechałby z rodzicami.
Na przykład do Berkeley.
Jaki byłby jego świat beze mnie?
A jaki jest jego świat bez Marii-Klary?
Subskrybuj:
Posty (Atom)